czwartek, 2 sierpnia 2012

Rozdział 1: Na serio mówisz?

Założyłam na siebie niebieskie rurki, biały t-shirtzielone sandały, a na szyi zawiesiłam białe słuchawki. Poszłam do łazienki, zrobić poranną toaletę i makijaż. Poszłam po Anastazję, aby zrobić jej śniadanie. Zrobiłam jej kanapki. Po śniadaniu, założyłam jej sukienkę. Poszłyśmy na spacer, na plac zabaw.
- Ja idę do dzieci.- powiedziała Anastazja
- Dobrze, idź ja tutaj usiądę i będę na ciebie patrzeć- Luiza i usiadła na brązowej, drewnianej ławce, którą wcześniej wskazała.
Godzinę później dostałam sms'a od Jessicy:
- Hej, gdzie jesteście, jak będziecie w domu to przyjdzcie, właśnie przyjechałam do domu.
A ja jej odpisałam:
- Ok, wiesz my jesteśmy na placu zabaw, jeśli chcesz to przyjdź pochodzimy po galerii itp.
- Dobra, niedługo bedę, pa ;***
- Pa ;*** buziaki :***


- Ani, chodź na chwileczkę - zawołała
- Dobrze - i przybiegła- Co chciałaś?
- Słuchaj możesz się bawić tylko za chwilkę przyjdzie ciocia Jess i pójdziemy na zakupy
- Dobrze, to ja idę się pobawić jeszcze

- Hej, Jess.- i Lui uściskała Jessicę.
- Hej, kochana już wróciłam to co zakupy?
- Jasne, Anastazja chodź idziemy.
- Dobrze, już idę.
Poszły do galerii, a potem pochodziły po mieście.
- Kupimy sobie loda?
- Dobrze chodź pójdziemy, na jakiego masz ochotę???
- Może świdelek, cekoladowo-śmietankowy?
- Dobrze.
Poszłyśmy kupić sobie loda, a wyglądał on tak (ten w środku). Jess z Anastazją poszły kupić lody, a ja zostałam.
- Przepraszam najmocniej- powiedział, któryś z przechodni, wtedy kiedy przez przypadek mnie lekko popchnął, kiedy się odwróciłam i chciałam powiedzieć "nie ma za co" to ujrzałam CALLANA MCAULIFFE!!!
- O kurde, to ty, Callan McAuliffe, mogę poprosić o autograf?- Luiza
- Jasne, a co powiesz na spotkanie?- Callan
- Na serio mówisz?
- Jasne, muszę ci to jakoś wynagrodzić, to co?
- No pewnie, uwielbiam cię a zwłaszcza w filmie "Jestam numerem cztery"
- Dzięki, no to może w milkshayke city?
- Ok, to na 15.00?
- No
- Już nie mogę się doczekać, pa.
- Pa.
Po chwili dziewczyny wyszły i podały mi do ręki loda.
- Jess, słuchaj przed chwilą spotkałam Callana McAliffe, roumiesz to?
- Co? Na serio?
- No jasne
- O ja dlaczego mnie tu nie było?
- Bo poszłaś kupić loda- i obydwie zaczęły się śmiać.- Wiesz co- przerwała śmianie się Lui- Przypilnujesz Ani jak pójde na spotkanie z Callan'em?
- Co, to ty z nim pójdziesz?
- No
- O ja, ty to masz szczęście
- Może, to co?
- Jasne, uwielbiam się z nią bawic, prawda moja mała księżniczko?
- Tak- Ani
- To jesteśmy umówione?
- No pewnie
Poszłyśmy do domu, jak posiedzieliśmy zrobiła się godzina 13.30.  więc zaczęłam się szykować. Wygrzebałam z szafy krótkie szorty, białą bluzkę na ramiączkach i położyłam na łóżku. Nalałam do wanny cieplutkiej wody. Rozebrałam się i weszłam do wanny. Moja kapiel trwała pół godzinki. Gdy wyszłam owinęłam się ręcznikiem i poszłam do pokoju. Ubrałam na siebie to co uszykowałam. Poszłam do łazienki i zrobiłam sobie makijaż. Założyłam na nogi szpilki. Gdy byłam już uszykowana była 14.15. Zeszłam na dół i pożegnałam się z dziewczynami, a Anastazji dałam buziaka. Miałam troche czasu więc pochodziłam sobie trochę po ulicach Londynu. W końcu stałam przed budynkiem milkshayke city. Było za dziesięć trzecia, więć już weszłam do budynku. Gy szłam usiąść obok stolika zobaczyłam Callana. Poszłam, więc do niego i usiadłam.
- Hej, dziewczyno której nie znam imienia.
- Hej, mam na imię Luiza.
- Piękne imię, poczekaj tutaj, a ja pójde zamówić shayke. Jakiego chcesz.
- Dla mnie może być czekoadowy
- Ok, wiesz ja też uwielbiaam czekoladowe.
- Tak,  no to super.
Pogadaliśmy sobie trochę, dałam mu swój nr. komórki, a on mi dał swój. Umówiliśmy się na jutro, ale tym razem do parku, najbliższego.
- Wiesz bardzo miło jest z tobą, ale muszę już iść, w domu mam młodszą siostrę i muszę jej pilnować.
- Aha, rodzice wyjechali?
- Yyyyyy, nie ważne.
- Proszę powiedz mi to- A Luizie zaczęły spływać łzy.- Czy coś się stało, Lui? Czy ja cię uraziłem?
- Nie nic nie zrobileś, moi rodzice nie żyją zginęli w wypadku samochodowym dwa lata temu. I teraz ja muszę opiekować się Anastazją.- powiedziała zapłakana Lui.
- Tak mi przykro, ja ne chciałem....
- Ale ty nicnie zrobiłeś, to nie twoha wina, że rodzice nie żyją.
- No, ale moge coś dla ciebie zrobić?
- Wiesz jeśli chcesz, no to możesz odprowadzić mnie do domu.
- Jasn, że chce.
I tak Callan odprowadził Lui do domu.
- Wiesz muszę już iść, pa.- Lui
- Dobrze, czekam na ciebie jutro, pa-
- Pa, czekam.
~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~

Prosze rozdział 1, macie.
Dedyk dla czytających ;***
Kocham was.

Polecam:
http://wartowierzywtocosikochaboniemoliwenie.blogspot.com/2012/07/rozdzia-13.html

http://dzagodaa-thewanted.blogspot.com/

Wchodzić mi  na te blogi ;***

3 komentarze: