5 miesięcy później
Siva i Nareesha są już małżeństwem. Na ślubie było wspaniale. Tylko do jasnej ciasnej to nie było jedno wesele. A ile? No oczywiście trzy. Więc już chyba wiecie kogo. Max'a i Michelle, Toma i Kelsey, I oczywiście to co miało być Sivy i Nareeshy. Jak jeden się zaczął żenić (mówię o Jay'u) to teraz wszyscy, Nathan też nie mógł trochę poczekać z tymi oświadczynami, ale dobrze chociaż, że to nie ślub. Jadąc dalej no to Jess i Jay już z nami nie mieszkają. Mają swój domek.
- Hej - zawołałam do Nathana wchodząc do kuchni
- Witaj, śliczna
- Może wybierzemy się dziś na festyn?
- Pewnie, co sobie życzysz
- Tylko nie posikaj sie w majtki, jak coś zobaczysz
- Bardzo śmieszne
- A może napisze sms'a Jess, żeby też poszli?
- A nie lepiej by było gdybyśmy poszli tam sami?
- Ale, ja nie wiem co ty chcesz tam robić, oprócz dobrej zabawy z kumplami
- A ja chcę się dobrze bawić z tobą
- Dzięki, to znaczy, że się zgadzasz. To już po nich dzwonie
- Nie... ...kobieto czy ty taka będziesz zawsze?
- Jesli ci to przeszkadza, to jeszcze nie jesteśmy małżeństwem...
- Czy ty ze mną zrywasz?
- Niee
- Na pewno, bo czuje się a nie wiem jak się czuje, ty mnie poprostu nie chcesz! - rzucił mi prosto w twarz
- Co ty wygadujesz?
- Co ja wygaduje, co ja wygaduję? Chyba co Ty wygadujesz
- O co ci chodzi? - bałam się, ponieważ stał się bardzo agresywny
- Nie chcesz mnie, wiem o tym. Idę do swojego domu. Po co mam być nie chciany
- Nathan co ci jest? - nie zdążyłam nawet powiedzieć, bo ten już wyszedł i trzasnął drzwiami. Płakałam. Poprostu ryczałam, nie wiem co mu się stało. Szybko wybrałam numer do Jessicy i zadzwoniłam
- Hhej, czy jeesteś w doomu - wyjąkałam przez płacz
- Lui, co się stało? Gdzie Nath?
- Nic, nic się nie stało. A on, on nie ma go i zapewne już nie wróci
- Luiza, gdzie on jest? Powiedz mi przecież
- On właśnie wyszedł, ale przed tym zaczął się na mnie wydzierać
- O boże, pokłóciliście się?
- Nie, chyba nie, zresztą sama nie wiem, a w góle to już nie istotne, on i tak nie wróci
- Zaufaj mi, on wróci, przecież on cię kocha
- Raczej nie, bo powiedział, że niby ja go nie chce
- Może chciałabyś sie przejść na dzisiajeszy festyn, wieczorem?
- Nie, po co mam tam iść? Po co, przecież sama nie pojade na nawiedzonym sianie.
- Czy to czasem nie chodziło o ten festyn?
- Kobieto, jak ty to robisz. No bo ja powiedziałam że jeszcze zadzwonie do was i do dziewczyn, a on powiedział że chce sam ze mną iść. Ale to jest moja wina, że on sobie poszedł. Bo on spytał: Kobieto czy ty taka będziesz zawsze?. A ja powiedziałam: Jeśli ci to przeszkadza, to jeszcze nie jesteśmy małżeństwem.... I niestety dlatego to jest moja wina.
- Aha, czyli tak to było...
- Nooo
- Nie martw się, zaraz tam bedę
- Dzięki, zawsze moge na tobie polegać
- Jasne, że tak, to do zobaczenia
- Paaa
Chociaż ona, chociaż na niej mogę polegać. Po 20 minutach była już u mnie w domu.
- Hejcia, żyjesz jeszcze? - zapytała
- Jakoś...
Pogadaliśmy sobie tak z półtorej godziny.
- Włącz może telewizor
- Ok - włączyłam, a tam co poprostu myślałam, ze zaraz umre, była tak przerażona, zaczęłam beczeć, trząsłam się cała. Co mówili w wiadomościach o gwiazdach? Nathan Sykes z zespołu The Wanted, został przewieziony do szpitala z powodu próby samobójczej. Po przecinał sobie żyły, mamy także wiadomości lub plotki, że podobno zerwał ze swoją narzeczoną, czy to spowodowało ten wypadek? Tego nie wiemy, więcej faktów na temat tego nastolatka dowiemy się już za chwilę kiedy dojedziemy do szpitala. Dziękujemy państwu za uwagę i zobaczmy sie po krótkiej przerwie.
- Jezu Luiza, wsiadamy do auta i jedziemy do tego szpitala. - powiedziała Jess
- Jaaa, ja nie dam rady, to wszystko przeze mnie, gdyby nie ja do tego by nie doszło. Cały czas bylibyśmy przyjaciółmi, prawdopodonie cały czas szukałabym chłopaka, tego właściwego. Może Nathan nim nie był. Chociaż to bardzo dziwne, byłam z nim bardzo szczęśliwa.
- Co ty gadasz, ty jesteś z nim bardzo szczęśliwa - i wzięła mnie za "szmaty" i poszłyśmy do auta. Dziesięć minut później byłyśmy dopiero w szpitalu. Wbiegłam do środka.
- Przepraszam gdzie jest Nathan Sykes? - zapytałam lekarza
- Proszę stąd wyjść, nie dajemy żadnych wiadomości.
- Ale ja jestem jego narzeczoną, chyba że juz nie... - powiedziałam ze smutną miną
- Ojjj przepraszam panią serdecznie, sala numer 125. Myślałem, że jest pani paparatzi lub kimś, serdecznie przpraszam
- Nie ma za co i dziekuję panu, chodź Jess
- A pani kim jest?
- Jego przyjaciółką
- Proszę wejść - powiedział
- Jest, jest sala nr 125 - poweidziałam uradowana do Jessicy
- No to dobrze nie mam już siły iść po tych schodach...
- Twój pech ja jechałam widą...
- To tutaj jest winda? I teraz się tego dowiaduję...
- Nie ma czasu, chodź - zapukałam i weszłam
- Hej, przepraszam cię za wszystko, za to że na ciebie nakrzyczełem, za to że cie zostawiłem samą i za to, i za ten szpital. Wiem, że mi nie wybaczysz...
- No tak, to co zrobiłeś, było okropne, niewybaczalne
- Tak wiem i wiem także że mogę sobie już tylko o tobie pomarzyć
- Było niewybaczalne, a jednak ja ci wybaczam. Przeciez ja cię tak kocham.
- Naprawdę, o boże dzięki ci, bardzo ci dziękuje - przytuliłam go z całych swoich sił
- Wiesz bałam się, kiedy w telewizji powiedziano, że ze mną zerwałeś...
- Na prawdę? Ale, ja tego bym chyba nie zrobił, a jeśli bym zrobił, to na pewno bym tego żałował do końca życia...
- Kocham cie
- Ja ciebie też
~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_~_
Koniec tego
Zaskoczyłam was?
To się cieszę...
Dedola daję tylko uczciwym osobom, które o mnie pamiętają:
Dżagodaa ;]
edussss
RaspBerry Muffin
Nadia Vampir
Kocham!
Kocham!!
I jeszcze raz kocham!!!
Dodajemy słówko: was!
Was!!
I jeszcze raz Was!!!